KSIĄŻKI. Kiedy Wszystkiego Jest Za Dużo

Dzisiaj będzie o książkach. Albo ogólnie o czytaniu. Albo raczej o nieczytaniu. I nie będzie ani jednego słowa moralizatorskiego, jak bardzo jesteśmy straszni, leniwi, niedouczeni, bo nie czytamy. Nie będzie wymądrzania się, bo i nie ma powodu. Naprawdę. Mimo przerażających danych.

Podobno 63 procent Polaków nie przeczytało w 2016 roku ani jednej książki. Ani jednej! Poważnie? Nawet 30-stronnicowego „Sachem” Henryka Sienkiewicza w przypadającym wówczas Roku Sienkiewiczowskim? Ano tak. Takie są oficjalne dane. A może jest i gorzej, bo są tacy, którzy kupują za innych książki, ale ich nie czytają. Stawiają na półkach i obiecują sobie, że kiedyś znajdą na nie czas („może latem jak polecimy na Kretę”). Tak więc jest problem. Księgarnie pustoszeją i padają. Likwidowane są saloniki prasowe, bo klienci przychodzą już tylko po bilety i papierosy, a nie po „Rzeczpospolitą” czy „Do Rzeczy”. 

 Smartfon zamiast książki?

Warto się zastanowić, dlaczego tak jest. Już wielu mądrych ludzi się na ten temat wypowiedziało. Społeczeństwo głupieje, dlatego nie czyta. Nie jesteśmy już ciekawi świata, historii, piękna. Nic nas już nie obchodzi. Zapatrzeni jesteśmy w siebie. Siebie stawiamy jako pępek świata. Gapimy się tylko w smartfony, na których wyświetlamy głupie filmiki. Prousta, Joyce’a i Manna mamy w głębokim poważaniu. Dogłębne analizy sytuacji politycznej publikowane w czasopismach omijamy szerokim łukiem, bo co to nas obchodzi.

Ok. Można tak pisać do rana. Nic to nie da. Bo to tylko kalka z wypowiedzi mędrców, którzy niekoniecznie muszą nam mówić prawdę, a jedynie czarują rzeczywistość. Bo może jednak co innego jest powodem odchodzenia dawnego świata, czyli w tym przypadku książek i gazet. Jednym z nich jest archaiczność. Książka dzisiejszemu społeczeństwu wydaje się za bardzo statyczna. Wizualnie nic w niej się nie dzieje. Przerzucamy strony wyglądające tak samo, czasami tylko okraszone jakimiś obrazkami, które nawet nie pulsują. Przyzwyczajeni do buszowania po internecie, zarzucani wyskakującymi popup-ami, migającymi reklamami, gifami, filmikami. Nie jesteśmy w stanie skupić się na monotonnej (w formie) książce. O gazetach można powiedzieć jeszcze gorzej, bo są nieaktualne już w momencie kupowania w kiosku. Proces wydawniczy jest zbyt długi na nasze czasy, by nawet poranny dziennik na papierze mógł konkurować z portalem njusowym.

Ale jak dla mnie jest jeszcze jeden i to kluczowy aspekt nieczytania. „Może wszystkiego jest za dużo wokół ciebie i mnie/Komputery nie zatamują przecież naszych łez” – śpiewa Muniek Staszczyk na płycie „Model 01” T.Love. Poetycka wykładnia artysty odnosi się do całego współczesnego świata, ale i łatwo ją przełożyć na kulturę – również czytelnictwa. To się nazywa przesyt i brak możliwości ogarnięcia wszystkiego. Każdego dnia jesteśmy atakowani nowościami (dalej będziemy się posługiwać przykładem księgarskim, ale to samo dotyczy muzyki, filmu, sztuki). Tych nowości są dziesiątki, a każda kusi, każdą warto zgłębić, tylko jak? Jak znaleźć czas na to wszystko, gdy obyty człowiek musi brylować w wymagającym tego od niego społeczeństwie. Jeśli zagłębi się w 700-stronicową powieść to na kilka dni, to straci kontakt ze światem. Dzisiaj to niewyobrażalne i niemalże wykluczające ze społeczności.

Każdy z nas pewnie ma w domu półkę z książkami. Czasami staje się przed nią z przemożną chęcią wybrania lektury, ale mnogość oferty zaczyna ciążyć. Bierzesz do ręki tę książkę, ale już kontem oka widzisz ciekawszą, a potem jeszcze lepszą, aż dopada cię niemoc i zwątpienie, bo nadmiar tego wszystkiego potrafi przygnieść nawet erudytę, a co dopiero zwykłego, szarego czytelnika. Ileż razy zdarzało się wam odchodzić od półki z niczym i zasiadać do laptopa, by przejrzeć wpisy na FB równie zagubionych znajomych. Muniek ma rację: wszystkiego jest za dużo.

Urszula „Ula” Nosek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *