„Zobaczyć Neapol i umrzeć”… Dawniej z zachwytu, jak chciał Johann Wolfgang Goethe, a dzisiaj? Eleganckie sklepy, banki, sznury samochodów. Choć nie jest to klasyczna „stolica” turystyki, piękna i luzu temu miastu nie można odmówić.
W porcie od świtu jeden po drugim przybijają statki, promy i jachty. Sunące z nich procesje nowo przybyłych w mgnieniu oka wypełniają okoliczne wąskie uliczki. Część z nich przemierza miasto z przewodnikiem w ręku od kościoła do kościoła, od zamku do zamku, od muzeum do muzeum i… nie poznają oblicza tego jedynego w swoim rodzaju miasta. Bo poznać Neapol nie znaczy dokładnie go zwiedzić. Raczej nauczyć się od miejscowych luzu, który sprawia, że Neapol naprawdę kręci. Ci, którzy przyjechali tu po spokój, raczej go nie znajdą. Jeśli ich celem jest spróbowanie najprawdziwszej na świecie pizzy, trafili w dziesiątkę.
Taka jest tradycja
Pizza to symbol tutejszej tożsamości. Wiele tu barów, gdzie aby ją dostać, trzeba odstać swoje w kolejce. Takie miejsca, w których w karcie są dwa rodzaje pizzy i jeden rodzaj piwa. Krotka karta to zaleta, bowiem najlepsza kuchnia w Neapolu to ta najprostsza i najtańsza, serwowana w najmniej eleganckich miejscach.
Szukając dobrej restauracji lepiej nie sugerować się przewodnikami, a zdecydować się na taką, która menu ma tylko po włosku. I rzecz najważniejsza – „vera pizza napoletana” nie zaskakuje dziwnymi dodatkami, a już na pewno bez ananasem. To kawałek rozwałkowanego ciasta z obsypany pomidorami, mozzarellą i bazylią. Klasyczna margherita, udekorowana kolorami włoskiej flagi, stała się symbolem miasta po tym, jak piekarz Raffaele Esposito przygotował ją na cześć odwiedzającej Neapol królowej Małgorzaty Sabaudzkiej. Od przeszło stu lat sławi Neapol na cały świat.
Pachnący pizzą Neapol bywa też miejscem sporów. Jeść ją rękoma czy sztućcami? Oto jeden z tematów dyskusji między Włochami a Amerykanami. Kulinarna polemika wybuchła kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych, gdzie burmistrz Nowego Jorku, podkreślający swe włoskie korzenie, został oskarżony przez część mediów o snobizm po tym, gdy sfotografowano go ze sztućcami nad talerzem z pizzą. Dyskusja szybko przeniosła się do Italii, w tym do Neapolu, gdzie wyjaśnia się prosto, bez owijania w bawełnę: większość neapolitańczyków i w ogóle Włochów je pizzę rękoma, taka jest tradycja.
Kuźnia smaków
Włosi są przekonani, że ich kuchnia jest najlepsza na świecie. Do swoich, regionalnych smaków są przywiązani do tego stopnia, że czasami nie znają potraw z innych włoskich rewirów. Ktoś, kto mieszka w Neapolu, jest przekonany, że we Florencji nie wiedzą, jak należy dobrze gotować. Tak już tu jest, więc lepiej nie szukać smaków, które poznaliśmy podczas wakacji gdzieś na północy Italii.
Podstawą wielu dań są ryby i owoce morza. Obiad skomponowany z tutejszych specjalności zaczyna się od sałatki caprese. To pokrojona w plastry mozzarella di bufala, lokalny ser z mleka udomowionych bawołów, z pomidorami i liśćmi bazylii, oczywiście polana oliwą – kolejną specjalność neapolitańskiej kuchni. Później może być spaghetti alla vongole – makaron z morskimi mięczakami, czosnkiem i (a jakże!) oliwą. Głównym daniem, poza rybami, może być ravioli.
Włochom trudno byłoby wyobrazić sobie smak wielu potraw bez choćby odrobiny octu balsamicznego. Przyprawia się nim sosy, czerwone mięsa, drób, ryby, nawet lody. Butelka tego rarytasu może kosztować więcej niż dobre wino.
Obok restauracji pełno tu miniaturowych kawiarni serwujących kawę, jakiej nie mieliście możliwości spróbować nigdzie we Włoszech. Miejsca, gdzie podaje się gęste jak gorąca czekolada i jedwabiste jak krem espesso, to zwykle rodzinny interes, w którym właściciel jest jednocześnie sprzedawcą, kasjerem i sprzątaczem. Siadając przy stoliku mamy gospodarza tylko da siebie, na chwilę zyskując włoską rodzinę. Przy kawie czas spędzić można też bardziej wytwornie. Naprzeciwko słynnego Teatru San Carlo, obok Pałacu Książęcego i najpiękniejszej ulicy w mieście Via Toledo jest Caffe Gambrinus, którą uwielbiał Oscar Wilde. Trochę snobizmu nikomu nie zaszkodzi.
W odcieniu pudrowego różu
Zaułki, zakamarki, labirynty dróg i uliczek skutecznie chowają jednych turystów przed drugimi. Z daleka, ze wzgórza Vomero, miasto wygląda jak jednolita masa ścieśnionych domów, kościołów, pałaców. Kilkupiętrowe kamienice stoją przyklejone do siebie. Jeśli dobrze się przyjrzeć, widać ich pastelowe kolory – pudrowego różu, beżu, żółci – po latach użytkowania mocno już przybrudzone. W centrum miasta wielopiętrowe domy tworzą tak głębokie korytarze, że do ich dna słońce nigdy nie dociera, a wysoko nad głowami na grubych sznurach powiewa suszące się pranie. Tuż obok przeczepione są zakurzone i wypłowiałe flagi narodowe, sztandary drużyn piłkarskich. Najstarsza część miasta, choć wpisana na listę UNESCO, zabazgrana jest graffiti. Pierwsze wrażenie odrzuca, jednak wystarczy chwila, by dać się oczarować nieoczywistemu, dziwnemu pięknu.
Nie trzeba też odchodzić daleko od centrum, by wejść w zaułki, gdzie pełno poobijanych, upchniętych zderzak w zderzak aut. Zasady ruchu drogowego są tu przecież tylko pretekstem, by je z wdziękiem łamać. Wiele miejsc jest niedostępnych dla samochodów. Zresztą nawet ulice, którymi jeżdżą, są tak wąskie że lepiej poruszać się po nich na skuterach. Tak właśnie robią miejscowi. Mkną na swych jednośladach, wykazując się niemal cyrkową sprawnością.
Świeżym powietrzem odetchnąć można tuż nad morzem. Nie ma tu wprawdzie plaży, ale mieszkańcom i turystom to nie przeszkadza. Wygrzewają się na ogromnych kamiennych skałach. Wzdłuż brzegu zatoki, gdzie usadowiły się wytworne hotele z antycznymi rzeźbami i kamienice otoczona drzewami cytrynowymi, jakby przeniesione żywcem z Rzymu czy Paryża. To Neapol w wersji eleganckiej.
Podziemne atrakcje
Stolica Kampanii ściera się z naturą, która raczej jej nie oszczędzała. Trwając nieprzerwanie od 2800 lat jest jednym z najstarszych miast świata. Stoi twardo niczym skała, choć okolicę nawiedzają co jakiś czas trzęsienia ziemi, a drzemiący nieopodal Wezuwiusz mieszkańcom wielokrotnie dał się we znaki. Jeden z pięciu najgroźniejszych wulkanów na świecie wybucha co kilkadziesiąt lat, a kolejna erupcja może być równie niespodziewana, jak fajerwerki wystrzeliwane od czasu do czasu gdzieś w centrum miasta.
Historię czasów rzymskich skrywa podziemny Neapol. Wykopano tu bowiem kilometry korytarzy leżących czasem nawet 30 metrów poniżej chodników, po których spacerują turyści. Podziemne miasto tuneli, jaskiń i wydrążonych w ziemi sal zaskakuje i zachwyca. Zwiedzać można około kilometra z nich. Równie ciekawe historie jak te pod ziemią, poznać można np. w Muzeum Archeologicznym.
Śmierdzący biznes
Są też w Neapolu tematy wstydliwe, która porusza się rzadko lub w ogóle je pomija. Pełne uroku i nobliwych zabytków miasto od wielu dekad zmaga się z lokalną organizacją przestępczą, czyli camorrą. Mafia obok pizzy i pieśni „O sole mio”, stanowi tutejszy znak firmowy. Na szczęście turystom nic nie grozi ze strony camorry. Wręcz przeciwnie, ta ich uwielbia, bowiem czerpie z nich spore zyski. Mówi się, że haracz mafii płacą tu wszyscy sklepikarze, restauratorzy i usługodawcy, u których przyjezdni zostawiają swoje euro. Im więcej turystów, tym lepiej dla mafii.
Jednak najwięcej zysków camorra czerpie z biznesu śmieciowego. Kontroluje miejscowe wysypiska w całym regionie Kampanii. Włoska prokuratura podawała nawet, iż od 2002 roku miejscowe klany w Neapolu zarobiły na śmieciach na czysto 700 milionów euro. Spacerując po zakamarkach miasta widać jak na dłoni, że sprzątanie nie zawsze idzie tu w dobrym kierunku. Często zdarza się, że kończy się upychaniem odpadków na dzikich wysypiskach, a na chodnikach piętrzą się stosy śmieci. Po kilku dniach pobytu tutaj przyzwyczajają się do nich nawet przyjezdni.
Tekst ukazał się w miesięczniku 'Prestiż Trójmiasto’
Cześć! Jestem Weronika i chciałbym przywitać Was na moim blogu. Jestem fanatyczką dbania o urodę i stylizację, więc głównie piszę o tym. Sporo również mówię o radzeniu sobie w związkach. Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej 🙂